25.06 – 2.07.2016

Breege – Malmo – Helsingor – Kopenhaga – Klagshamn – Klintholm – Breege

Podtrzymując tradycję klubową po raz VII wybraliśmy się na rejs morski. Tym razem odwiedziliśmy Cieśniny Duńskie (a właściwie Sund). Łódkę (tym razem jest to Bavaria 46 Cruiser, choć z 2008 roku to w bardzo dobrym stanie, z nowymi materacami) bierzemy w Breege na Rugii, tym samym zaoszczędzimy czasu i nie będziemy musieli płynąć ze Świnoujścia przez Sasnitz lub Bornholm. Oprócz stałej już załogi: Agnieszki, Bogusia, Marka, Janusza i Piotrka, po kilku latach nieobecności dołączył Paweł, a ponieważ zabrakło w klubie chętnych dołączyły do nas 2 dziewczyny Ewelina i Sylwia, koleżanki Agnieszki i Piotrka, które po raz pierwszy wypłynęły na morze.

Sobota, 25.06

Wyjście z Breege przez niemalże 12 mil ciągnie się wąskim kanałem, zboczenie z toru wodnego chociażby o parę metrów grozi wejściem na mieliznę. Udało załatwić się odbiór łódki o 12.30, bo plan był taki, żeby natychmiast wypłynąć, ale … tego dnia Polska grała mecz ze Szwajcarią. Postanowiliśmy obejrzeć mecz w przyportowym barze i zaraz po jego zakończeniu wypłynąć. Niestety nie skończył się w regulaminowym czasie, dogrywka i karne … a następnie radość z wygranego meczu i przejścia polskiej drużyny do kolejnego etapu Mistrzostw Europy spowodowały, że świętowaliśmy sukces naszej Reprezentacji do późna w nocy.

Niedziela, 26.06

Zmodyfikowany plan zakładał wyjście z Breege o 4 rano w niedzielę, ale było jeszcze ciemno więc poczekaliśmy aż zacznie świtać. Sylwia w pełnym rynsztunku i makijażu stawiła się o 4 rano na wachtę, czym zyskała w oczach kapitana jak i całej załogi. Przejście przez kanał zabrało nam niecałe 3 godziny, oczywiście cała załoga wyległa na pokład jak tylko silnik zaczął pracować. Śniadanko a przy nim wspomnienia poprzedniego wieczora. Po wyjściu w morze rozwiało się i rozfalowało. Neptun był dla nas nieprzychylny i nie wiadomo czy to z powodu poprzedniego wieczora czy też krótkiej bałtyckiej fali tradycji musiało stać się zadość i … ci co na rejsy pływają wiedzą co było dalej a ci co nie niech popłyną to się dowiedzą.

Po południu docieramy do kanału Falsterbo, krótki odpoczynek pozwala ustabilizować błędnik i humory wracają wszystkim członkom załogi. Pogoda super, słoneczko świeci, wieje południowo-zachodni wiatr, płyniemy na żaglach.

Przepływamy pod mostem łączącym Danię ze Szwecją, jak zwykle Ci co pierwszy raz przepływają pod mostem bacznie obserwują top masztu i zastanawiają się: przejdzie … nie przejdzie? Przeszedł bez najmniejszego problemu, wszak prześwit od poziomu morza to 55m. Most robi niesamowite wrażenie.

Płyniemy do Malmo, najpierw próbujemy zacumować w tańszej marinie Lagunen na południu Malmo. Tłok ogromny, właściwie to tylko jedno wolne miejsce, ale bardzo ciasne dla naszego statku, który ma prawie 4,5m szerokości. W między czasie do portu weszła ogromna motorówka, która po zacumowaniu totalnie zablokowała wejście do miejsca gdzie planowaliśmy nasze cumowanie. Szybka decyzja, płyniemy do centrum Malmo, gdzie jest nowa piękna marina.

Wybór był słuszny, Dockan Marina ma przepiękne położenie w centrum Malmo i jest znakomicie przygotowana na duże jednostki (jeszcze tylko uruchomienie aplikacji na tablecie aby zapłacić opłaty portowe, drogo ale cena nie zwala nas z nóg). To był długi, ale bardzo udany dzień. Kolacja i wieczorna imprezka, nie za długa bo wszyscy zmęczeni ale szczęśliwi. Następnego dnia zwiedzamy Malmo.

Poniedziałek, 27.06

Koło południa wypływamy w kierunku północnego krańca Sundu do Helsingoru, przed nami 30 mil spokojnej żeglugi przy fajnym południowo-zachodnim wietrze. Podziwiamy widoki, a obok wyspy Ven Marek po raz pierwszy wyjmuje wędki i próbuje łowić … niestety bez sukcesu. Pod wieczór mijając przepiękny zamek Szekspira dopływamy do mariny w Helsingorze. W marinie znowu tłok, kilka wolnych miejsc ale nasza łódka nie zmieści się pomiędzy dalbami. Znajdujemy w końcu kawałek drewnianego pomostu i cumujemy longside. Kolacja i opowieści do późna w nocy, możemy sobie na to pozwolić, bo następnego dnia z rana planujemy zwiedzanie zamku i miasteczka.

Wtorek, 28.06

Zamek Szekspira jest przepiękny, malowniczo położony a sam Helsingor to urokliwe miasteczko, w którym alkohol ma przyzwoite ceny (nie jak w Szwecji). Po wycieczce, żegnamy się z północnym krańcem Sundu i obieramy kurs na Kopenhagę. Wiatr się odkręcił na zachodni, więc płyniemy leniwie, niestety po południu przestaje wiać więc załączamy diesel grota, jeszcze później spróbujemy płynąć na żaglach, ale z mizernym skutkiem.

Pod wieczór dopływamy do mariny Królewskiego Klubu Żeglarskiego w Kopenhadze obok Syrenki. Regułą tej mariny jest wpłynięcie i zacumowanie przy boi na środku basenu portowego i poczekanie aż obsługa wskaże miejsce do zacumowania. Postąpiliśmy zgodnie z regułą, ale wolnego miejsca brak. Ku naszemu zdziwieniu, obsługa portu wskazała nam miejsce przy samym wejściu do mariny i kazała nam się przyczepić do zielonej boi/patyka – znaku wejścia do mariny. Szybko się ogarniamy i wychodzimy w miasto, bo na następny dzień przewidziane są opady.

Kopenhaga to przepiękne miasto, tętniące życiem i zabawą. Kulturalni ludzie z kieliszkami i butelką wina chodzą po mieście, siedzą na krawężniku i cieszą się życiem. Ta atmosfera udziela się nam wszystkim.

Obowiązkowe lody w słynnej lodziarni na Nyhavn, do późna w nocy załoga włóczy się po tym portowym mieście. Agnieszka z Piotrem wcześniej wrócili na jacht, przygotowali kolację ale reszta załogi nie wraca. Wpadają po 24 w nocy i składają Piotrowi życzenia imieninowe bo to 29 czerwca. Na jachcie jest jeszcze Paweł więc impreza imieninowa się rozkręca.

Środa, 29.06

Następnego dnia z rana mży, kiepska pogoda, nic nie wieje. Znowu leniwy poranek, uzupełnienie zapasów w pobliskim Netto. Koło południa zaczyna się wypogadzać. Wypływamy, jeszcze rundka po kanałach Kopenhagi. Następnym razem cumujemy w kanale przy Nyhavn. Wypływając z Kopenhagi mija na hydroplan, gonimy za nim, żeby zobaczyć jak startuje.

Pogoda znowu staje się rewelacyjna, słoneczko, południowo-zachodni ciepły wiaterek. My kierujemy się na południowy - wschód do Klagshamn (małego szwedzkiego miasteczka). Przepływamy obok lotniska w Kopenhadze, pod ścieżką lądowania samolotów, widok niesamowity. Samoloty niemalże dotykają topu masztu. Leniwie płynie czas, a my w promieniach słońca płyniemy. Pod wieczór dopływamy do mariny. Wszędzie bardzo płytko i tłocznie, stajemy longsidem przy pomoście. Klagshamn marina wygląda jakby czas się zatrzymał. Malowniczy zachód słońca obserwujemy z pobliskiego falochronu.

Wieczorem kolacja, w trakcie której nasz Skipper informuje, że następnego dnia będzie ciężko, wiatr południowo-zachodni będzie się wzmagał, czeka nas deszcz i będzie falowało. Odcinek do Klintholm to jeden z dłuższych przebiegów, dlatego trzeba wypłynąć wcześnie rano. Część załogi postanawia nie kłaść się spać i w znakomitym nastroju bawi się do 4 rano. Na szczęście tylko część …

Czwartek, 30.06

Zgodnie z planem nad ranem wypływamy i przewidywania Skippera się sprawdzają. Płyniemy na, żaglach ostrym bajdewindem, kilka razy zmieniamy hals. Pod wieczór dopływamy do Klintholm (Dania), tu spędzimy ostatnią noc naszego rejsu, przed zawinięciem do końcowego portu w Breege. Kolejne przepiękne malownicze miejsce, jakby na końcu świata.

Tego dnia Polska gra z Portugalią, rezerwujemy sobie miejsce w pobliskiej włoskiej knajpce, w której obsługuje nas Czech, rewelacyjnie mówiący po Polsku, którego nauczył się w Anglii. Niestety, porażka z Portugalią popsuła nam nastrój i załoga nie ma ani chęci do imprezowania, ani do zalewania żalu po przegranym meczu. W nocy wiatr się wzmaga, świszcze na wantach, wieje z południa na szczęście ciepły wiatr.

Piątek, 1.07

Z rana wiatr dalej silny, morze zafalowane, obserwujemy wychodzące z portu jachty. Wysoko unoszący się na fali dziób w główkach portu robi wrażenie. Ogarniamy się i też wypływamy, przed nami ostatni odcinek naszego rejsu. Po wyjściu w morze, postawieniu żagli i obraniu właściwego kursu spokojnie i w słońcu, śpiewając, żartując płyniemy w kierunku Rugi. Wspominamy poprzednie dni, wybrzeże Danii znika za horyzontem a przed nami pojawia się Rugia i wybrzeże Niemiec. Z niepokojem obserwujemy kłębiące się na południu chmury, mamy nadzieję, że nas nie zmoczą. Dopływamy do kanału podejściowego w słonecznej pogodzie. Przed nami jeszcze 12 mil na silniku. W wąskim przejściu przed wejściem do portu w Breege mijamy prom i … ale o tym chcemy szybko zapomnieć. Wpływamy do mariny w Breege dosyć późno, nie ma wolnych miejsc więc cumujemy przy stacji benzynowej. Wieczorem zwiedzamy pobliskie miasteczko i plażę.

Sobota, 2.07

Jeszcze tylko ostatnie tankowanie, przestawienie łódki na wskazane przez obsługę miejsce, wypakowanie i zdanie jachtu. No i oczywiście grupowe oraz wachtowe zdjęcia.

Podziękowania dla całej załogi, za wspaniałą atmosferę i zaangażowanie. Mam nadzieję, że popłyniemy razem w kolejny rejs.

Piotr